Historie miłosne to dzieje klientów skojarzonych przez Centrum Zapoznawczego Zolyty opisane okiem właścicielki. Jednocześnie pragniemy poinformować, że jest to tylko część wszystkich szczęśliwych historii.
Medyk serc….
Bożena 34 lata, separacja, pracownik ochrony
Janusz 43 lata, pracownik produkcji
Bożena, atrakcyjna, pewna siebie i bardzo towarzyska kobieta. Od kilku lat w separacji, mąż zostawił ją dla innej. Dziesięcioletni syn został z ojcem, czteroletnia córeczka z nią. Wspólne mieszkanie pozostało w rękach byłego partnera i w tej sytuacji Bożenka była zmuszona wrócić do domu rodzinnego, gdzie 2 pokoje dzieliła z ciężko chorym ojcem, matką i małą córeczką. Do Zolyt trafiła z polecenia innej klientki. Chodziła na wieczorki, na randki, propozycji nie brakowało. Podobała się młodszym klientom i tym w średnim wieku. I pomimo tylu ofert, żadna nie zakończyła się sukcesem, Bożenka chociaż wizualnie odpowiadała Panom, to przeszkodą dla większości był stan cywilny, papierosy, a dla kilku imprezowy styl życia.
Janusz, normalny facet, pracowity z imprezowym podejściem do życia. Nieudane małżeństwo, pełnoletni syn. Kolejny związek również okazał się fiaskiem, długoletnia partnerka odeszła, będąc w ciąży z innym i chociaż życie nie było dla niego usłane różami, potrafił jakoś sobie radzić. Do Zolyt zapisał się z polecenia.
Bożena i Janusz poznali się na jednym z wieczorów zapoznawczych. Po przeanalizowania ofert posadziłam ich obok siebie, aby dopomóc szczęściu w trakcie przygotowanej wcześniej zabawy, Janusz został zabawowym doktorem, który musiał wybrać 3 klientki do badania i różnych zadań. Nietrudno było się domyślić, że jedną z nich zostanie Bożenka, a wybraną z nich też ona. Kolejnym przemyślanym krokiem, był wspólny piknik na drugiej sali z lampką wina na rozluźnienie, truskawkami z czekoladą i bitą śmietaną oraz innymi pysznościami. Było bardzo romantycznie, Bożenka otrzymała bukiet kwiatów, a dodatkowe drobiazgi, takie jak wachlarz, bańki mydlane, czy gry związane z medycyną (bo przecież doktorek leczył pacjentkę na łące) pomagały przełamać lody na tej pierwszej randce. Po wieczorku zaczęli się spotykać. Janusz zaakceptował córeczkę Bożeny, byli razem na wspólnych wakacjach. Wszystko układa się tak jak powinno i jedyne czarne plamy, które przeszkadzają w stu procentach cieszyć się sobą, to brak rozwodu i odległość. Aktualnie myślą o wspólnym zamieszkaniu, a jak tylko sytuacja życiowa ulegnie zmianie, to może jeszcze o zmianie stanu cywilnego. Gorąco trzyma za nich kciuki i życzy wszystkiego dobrego.
Jak złowić faceta?
Anna 75 lat, wdowa, rencistka
Stanisław 76 lat wdowiec,emeryt
Anna, wdowa od kilku lat. Zapisała się do biura wraz z siostrą Ireną 66 lat. Bardzo wesoła, pełna życia i energii. Aktywna społecznie (koło gospodyń wiejskich), wierząca, niezależna.
Stanisław, wdowiec od kilku lat. Wesoły, serdeczny, ostrożny. Szarmancki, kulturalny, każda kobieta czuła się przy nim wyjątkowo. Po przeczytaniu ulotki reklamowej, zdecydował się zadzwonić do biura. Trzy miesiące zwlekał zanim nabrał odwagi i odwiedził nasze centrum. Do tego czasu kontaktował się ze mną kilkakrotnie. Już wtedy opowiadałam mu o Ani, mówiłam, że lubi wędkowanie, a on mnie pytał, gdzie wędkuje? Oczywiście nie zdradziłam tej informacji i w końcu się zapisał. Okazało się, że już wcześniej korzystał z innego biura i bardzo się rozczarował i obawiał się, że u nas będzie podobnie.
Pierwszy raz zobaczyli się na wieczorku zapoznawczym. Ania była już na wcześniejszych imprezach, jednak nikt nie przypadł jej do gustu i szukała nadal. Stasiu bardzo spodobał się Ani, tańczyli razem, rozmawiali, posadziłam ich obok siebie, gdyż już przed spotkaniem opowiadałam im o sobie nawzajem. Anna bardzo wyróżniała się z tłumu, tak naprawdę nikt z obecnych osób na wieczorku nie wierzył, że ma już 75 lat, wyglądała dużo młodziej, a sposobem bycia, żartami opowiadanymi przy stole oraz uczestnictwem w konkursach i drugim miejscem w „Zolytowym Mam Talent”, poprzez zaśpiewanie piosenki, urosła w oczach Stanisława jeszcze bardziej. Czas płynął od wieczorku do wieczorku, a Stanisław nadal nie proponował randki, jednak umawiać się z innymi klientami też nie chciał, a propozycji mu nie brakowało. Przeszkodom okazała się odległość prawie 20 kilometrów dzieląca ich miejsca zamieszkania. Stanisław tłumaczył, że w jego wieku, nie ma już tyle sił i ochoty pokonywać taką odległość na spotkania.
Nadal jeździł na wieczorki i tu spotykał się z Anią i w końcu ona sama wzięła sprawy w swoje ręce i poprosiła go o adres i nazwisko. Wysłała mu wielkanocną kartkę, zadzwonił podziękował i się umówili. Przejęła inicjatywę i go pierwsza pocałowała. Od tego czasu są już razem, na kilometry też znaleźli rozwiązanie, zamieszkali u Stanisława. Żyją pełnią życia, urządzają imprezy do białego rana wraz z siostrą Ireną, która u nas nie znalazła partnera, gdyż zrezygnowała w momencie jak Ania związała się z Stanisławem, jednak los uśmiechną się też do niej, Stasiu zapoznał ją z swoim kolegą i tym sposobem również odnalazła szczęście. Stasiu i Ania, aktywnie spędzają czas na działce Stanisława, podróżują, gotują. Ucieszyłam się gdy przyjechali z kwiatami do biura. Podziękowali, że znaleźli w Zolytach miłość, a Ania tylko żałowała, że wiek nie pozwala na urodzenie małego Stasia. Po nich widać jak bardzo są w sobie zakochani, jedno zaczyna coś mówić, a drugie kończy. Oni są dowodem na to, że jesień życia może być piękna, gdy ma się oparcie w drugim człowieku. Życzę im jeszcze wielu lat życia w zdrowiu i wzajemnej miłości.
Samotność niejedno ma imię…
Zofia 67 lat, rencistka
Stanisław 67 lat, emeryt
Zofia bardzo młodo owdowiała, sama dokończyła budowę domu, zajmowała się wychowaniem dzieci, pracą w zaopatrzeniu. Los nie oszczędził jej ciężkich chwil, pochowała syna, który zginął tragicznie, a córka wyjechała by założyć rodzinę w Niemczech, jedynie odwiedzając matkę kilka razy do roku. I nagle pojawił się w życiu człowiek, który przywrócił radość życia, zamieszkali razem, byli szczęśliwi, jednak i ta sielanka się skończyła, po roku wspólnego życia, partner zginął w wypadku samochodowy. Wpadła w rozpacz, jednak się nie poddała i zapisała się do naszego centrum. Na początku znałam Zofię jedynie z zdjęcia i ankiety, gdyż zapisała się u mojego pracownika, jednak gdy przyszła na pierwszy wieczorek poznałam ją osobiście. Była bardzo wytrwała, regularnie pojawiała się na wieczorkach zapoznawczych, przedłużała członkostwo trzy razy. Po jakimś czasie umówiła się ze mną na rozmowę w naszym centrum i wtedy się otworzyła. Była bardzo samotna, zastanawiała się nad sprzedażą domu, gdyż sama nie dawała już rady w utrzymaniu domu i ogrodu w należytym porządku. Zatrudniała osoby do pomocy i nawet na święta jeździła na wczasy. W oczach Zofii było tyle bólu, rozpaczy i niestety coraz mniej nadziei na zmianę losu. Prawdą było, że niestety nie było wielu chętnych kandydatów na randki z Zofią, a jak się pojawiali to nie spełniali oczekiwań klientki. Z wyglądu zadbana, dosyć puszysta i wysoka. Jak pojawił się potencjalny partner, to często był za niski, a i tusza przeszkadzała niektórym Panom.
Stanisław od kilku miesięcy wdowiec, emerytowany urzędnik państwowy, bardzo cichy, spokojny, zrównoważony. Zapisał się korespondencyjnie, otrzymał oferty, wybrał i umówił się na randkę. Pani była z naszej okolicy, to odwiedził mnie osobiście. Po rozmowie stwierdziłam, że tak samotnego człowieka jeszcze nie spotkałam ( to jeszcze było przed rozmową z Panią Zofią) bardzo chciał, aby przyszła partnerka zamieszkała u niego, posiadał mieszkanie 4 pokojowe, dobre warunki i interesował go tylko i wyłącznie stały związek.
Ten warunek był przeszkodą dla klientki, która się z nim spotkała i jeszcze to, że był domatorem, a ta Pani uwielbiała tańce do białego rana. Wybrał kolejną osobę, spotkał się kilka razy, niestety po bliższym poznaniu okazało się, że nie pasują do siebie. Członkostwo się skończyło i postanowił spróbować jeszcze raz, a ja już wtedy byłam po rozmowie z Zofią i od razu zaproponowałam Zofię. Spotkali się dwa razy, potem Stanisław został już u Zosi. Co jakiś czas jadą sprawdzić co z mieszkaniem Stanisława, Zofia już nie chce sprzedawać domu, gdyż partnerowi spodobały się pracę domowe i ogrodowe, czuje się jak gospodarz. Najbardziej połączyła ich ta straszna samotność, której się tak obawiali i obawa starzenie się w pojedynkę. Zofia jest z zawodu kucharką, smacznie piecze ciasta i gotuję, a Stanisław jej w tym pomaga. Lubią te same książki, mają taki sam pogląd na świat. On jest bardzo spokojny, a ona tylko czasami. On już nie jest typowym domatorem, dla Zofii wychodzi z domu, chodzą do kina, jeżdżą na wycieczki i te Święta również Zofia spędziła na wczasach, jednak tym razem z Stanisławem. Pokazali się na urodzinowym wieczorku, tacy szczęśliwi, a Stasiowi przybyło parę kilo, Zofia po prostu za dobrze gotują. Podziękowali mi, że połączyłam ich serca i obiecali, że zadzwonią co jakiś czas. Co najważniejsze dodatkowe kilogramy Zofii nie są przeszkodą dla Stasia, akceptuje ją taką jaka jest i taka mu się podoba.
Burza Uczuć!!!
Ewa 46 lat rozwódka, sprzątaczka
Piotr 50 lat wdowiec,emeryt
Ewa, dwa nieudane małżeństwa, czworo dzieci w tym dwoje niepełnoletnich przy sobie, syn i córka 11 lat. Zapracowana, dwa etaty. Wykształcenie zaledwie podstawowe, jednak z dużą ilością kursów, społecznik pomagający starszym osobą. Pamiętam jak przyszła do biura, uśmiechnięta, niepoprawna optymistka. W rozmowie naturalna, bez skrępowania opowiadała o swoim życiu. Praktycznie bez wymagań w stosunku do nowego partnera, jedynie chciała aby zaakceptował ją taką jaka jest i jej dzieci.
Piotr, wdowiec od roku. Jeszcze wtedy górnik dołowy, spieszący się do pracy. Jak na mężczyznę, niskiego wzrostu, pod wąsem. Interesował go stały związek, bez zobowiązań w postaci małych dzieci. Jak to często bywa, wygląd przyszłej partnerki był bardzo ważny.
Te dwie osoby, poznały się na pierwszym wieczorku zapoznawczym. Ewa została mistrzynią parkietu, otrzymała medal Zolytnicy, tańczyła szalała, ta zwykła kobieta, skromnie ubrana, prawie bez makijażu, zawróciła w głowię niejednemu Panu na tej imprezie, po prostu w jakiś sposób potrafiła skupić na sobie uwagę, a przede wszystkim biło od niej takie ciepła , po prostu miała to coś. Piotr od razu wpadł jej w oko, zaproponowała wspólny pieszy powrót do domu. Mieszkali w tym samym mieście, 3 przystanki autobusowe od Kawiarni i postanowili wrócić razem. Przegadali całą noc, zaczęli się spotykać, jednak Piotrowi trudno było zaakceptować dzieci oraz ją samą. Ewa się nie poddawała, zakochała się bez pamięci. Zaakceptowała nawet fakt, że nie jest w jego oczach atrakcyjna, a to jest największy cios dla kobiety, która ma niską samoocenę swojego wyglądu. To był bardzo trudny związek od samego początku. Rozmawiałam z Ewą wielokrotnie, płakała z rozpaczy, to z radości. Piotr odwiedzał mnie często i też zwierzał się ze swoich problemów. Powtarzał w kółko, że nie podoba mu się wizualnie, że ma piękne ciało, ale twarz nie jest dla niego pociągająca i te dzieci. Tłumaczył, że lubi dzieci, tylko, że ma już prawie 50 lat i chciałby trochę pożyć bez zobowiązać. Swoje dzieci już wychował, ma dobry kontakt, a od Ewy jeszcze trzeba wychować. Tłumaczyłam, że wygląd nie jest najważniejszy i powiedziałam mu, że nie ma brzydkich kobiet, tylko czasem potrzeba trochę gotówki by bardziej zadbać o siebie, bo jak samotna, zapracowana matka, ma znaleźć czas i dodatkowe środki, na kosmetyki i salon piękności. Co do dzieci, to już nie było takie proste, natomiast powiedziałam, że nie są już takie małe, że nie potrzebują już mamy 24 na dobę. W końcu powiedziałam, że jeśli to mu przeszkadza, to nie jest uczciwy wobec Ewy, a właściwie to mam kilku zainteresowanych Ewą i mogę, zacząć ją umawiać na randki. Pomyślał i stwierdził, że na razie da sobie jeszcze trochę czasu. Często dzwonili, że są szczęśliwi, a to, że się rozstali i nawet przyszli raz na wieczorek zapoznawczy, by poszukać nowych partnerów. Przyszli osobno, wyszli razem, bo po prostu jeden bez drugiego nie może żyć!. Gdy Ewa trafiła do szpitala, bo z wyczerpania omdlała, Piotr codziennie ją odwiedzał. Aktualnie zamieszkali razem, Piotr jest już na emeryturze, ma więcej czasu, a Ewa ma już tylko jeden etat. Razem chodzą na tańce, spędzają święta, rodziny zaakceptowały, ich związek. Teraz Ewa jest dla niego najpiękniejszą kobietą na świecie, a pierścionek, który jej podarował ma przypominać Ewie o miłości płynącej z serca Piotra. Życzę im szczęścia, a może nawet zmiany stanu cywilnego.
Pani z dostawą do domu !!!
Edeltrauda 71 lat Emerytka
Rudolf 74 Emeryt
Edeltrauda pół życia spędziła na obczyźnie. Jedno mieszkanie w Polsce, drugie w Niemczech. Dobrze sytuowana, na poziomie, konkretna, niezależna. Bardzo szybko owdowiała, zmieniła wiarę na Świadka Jehowy, pracowała, wychowywała dzieci samotnie. Zwiedziła pół świata, posiadała namiastkę szczęścia, jednak to jej nie wystarczyło. Ponownie zmieniła wiarę, wróciła do „Kościoła Rzymskokatolickiego” ale jest niepraktykującą osobą. Znalazła partnera w Niemczech, jednak to był dziwny układ, Pan okazał się pasożytem, który potrzebował darmowego mieszkania i sponsoringu. Edeltrauda jednak się nie poddała, wróciła do Polski i na jednym ze słupów ogłoszeniowych, zobaczyła plakat naszego Centrum. Przyjechała na spotkanie, pełna obaw, gdyż pierwszy raz w życiu chciała skorzystać z tego typu usług. Na początku była bardzo stremowana, jednak w kolejnych etapach rozmowy, popijając kawę, otworzyła się przede mną. Pamiętam jak ją zapytałam, dlaczego chce się do nas zapisać, odpowiedziała bez zastanowienia, że chciałaby się jeszcze zakochać, gdyż prawie wszystko w życiu osiągnęła, rodzinę, karierę, podróże, dobrą sytuację materialną ale nigdy nie kochała naprawdę, nawet swojego męża. To była pierwsza osoba, która to powiedziała, potem słyszałam to jeszcze z ust innych klientów i pomyślałam jakie to smutne, że kobieta w wieku 71 lat nie zaznała jeszcze tego uczucia. Poinformowała mnie, że powrót do obecnej wiary, nie był związany z żadnym natchnieniem na stare lata, tylko koniecznością. Gdyż podobno u „Świadków Jehowy” jest rzeczą niemożliwą aby znaleźć partnera, a nie chciała być sama. Zależało jej na stałym związku, jednak bez ślubu (sprawy finansowe) z Panem w dobrej sytuacji materialnej, gdyż nie oczekiwała od Partnera utrzymania, jednak nie życzyła sobie kolejnego finansowego wykorzystywania.
Rudolf podobnie jak Edeltrauda, pół życia spędził w Niemczech, mieszkanie tam, dom w Polsce. Stracił żonę i jakiś rok od jej śmierci poznał swoją długoletnią partnerkę Niemkę, z którą przeżył prawie 16 lat. Był zakochany, szczęśliwy, byli bardzo dobrze sytuowani, wiosnę, lato spędzali w Polsce, jesień, zimę w Niemczech. Zwiedzili pół świata, wierzący jednak niepraktykujący. Przyszła choroba nowotworowa, świat Rudolfa runął niczym domek z kart i został sam, mając 74 lata. Wrócił do Polski, dzieci z rodzinami zostali w Niemczech i tu postanowił, że chociaż bardzo kochał swoją drugą połówkę to nie może być sam, po prosty nie potrafi. Znalazł ogłoszenie w prasie codziennej dotyczące naszego Centrum, zadzwonił wykonał pierwszy krok. Od miejsca zamieszkania, dzieliło go do nas ponad 50 kilometrów, forma korespondencyjna go nie interesowała, internet był dla niego czarną magią i chociaż w garażu stały dwa nowe samochody, nie mógł ich użyć, gdyż rok temu stracił prawo jazdy. W grę wchodziła tylko usługa „VIP” z dojazdem do domu i z dodatkowymi niestandardowymi oczekiwaniami. Dotarłam na miejsce, przywitał mnie starszy Pan, który postawą i wyglądem nie przypominał dziadka. Uśmiechnięty, jednak nieszczęśliwy. Po dłuższej rozmowie, wysłuchując oczekiwań klienta, mogłam sprecyzować je tak: szukał normalnej kobiety (wygląd nie był istotny) o dobrym sercu, sytuacja materialna nie była dla niego ważna, stwierdził, że stać go na dobre życie dla dwojga. Pani powinna być wesoła, bez nałogów, koniecznie z prawo jazdy, gdyż poprzez swoją głupotę, stracił możliwość prowadzenia i najważniejsze na randkę to ona miała przyjechać do niego do domu i z czasem z nim zamieszkać. Nie były to małe wymagania, klientki raczej nie spotykają się w domach z klientami, a nawet sama im tego odradzam, dla bezpieczeństwa.
Jednak w tracie rozmowy, zanim otworzyłam katalog fotoofert, już wiedziałam kto by do niego pasował, oni mieli ze sobą bardzo dużo wspólnego, radość życia, podróże, podobne poglądy na wiarę, życie jedną nogą w Polsce, drugą w Niemczech i nawet dzieci z rodzinami w obu przypadkach, zostały w Niemczech. Znudzili już ich dalekie podróże, teraz chcieli zwiedzać Polskę i każdy posiadał dobrą sytuację materialną więc nie byłoby obawy, że któraś ze stron byłaby w związku dla pieniędzy. Pokazałam ofertę Rudolfowi, od razu mu się spodobała, pozostałe oferty oglądał niechętnie, chociaż było ich wiele i może co niektóre Panie, były wizualnie bardziej atrakcyjne, dla niego to nie miało sensu. Problemem okazało się przekonanie Edeltraudy do randki w domu klienta, ale to już był mój problem i musiałam jakoś na to zaradzić. Edeltrauda też była nową klientką po jednej randce z innym klientem i jednym wieczorku zapoznawczym. Niechętnie i z obawami zgodziła się na randkę w sobotę pod warunkiem, że cały czas będę z nią w kontakcie telefonicznym. I tak Rudolf zapisał się we wtorek, a w sobotę gościł u siebie Edeltraudę. Po rozmowie w sobotę z Edeltraudą dowiedziałam się, że jest ok. W niedzielę również dzwoniłam do klientki ale nie odbierała, zadzwoniłam więc do Rudolfa jak tam po spotkaniu, a on roześmiał się i podał do telefonu Edeltraudę. Jak przyjechała, to już została, po swoje rzeczy do domu wróciła już samochodem Rudolfa, który chciał mieć pewność, że wróci. Odwiedzili mnie na Świątecznym wieczorku, uśmiechnięci, szczęśliwi i wtedy Rudolf powiedział mi coś, że nie potrafiłam przestać się śmiać: Pani Aniu, ma Pani taki mały nos, a w naszym przypadku miała Pani nosa, dziękuję bardzo, mamy siebie nawzajem, rzadko gotujemy, jeździmy do restauracji na obiady, wszystko robimy razem i okazało się, że mamy ze sobą tyle wspólnego i nawet wspólnych znajomych. Ta historia jest bardzo piękna, jednak prawdziwa, Zdaję sobie sprawę, że mało jest osób, które zgodziłyby się na tak szybkie zamieszkanie. Jednak oni powiedzieli prawdę, są w takim wieku, że nie mają czasu już na spotykanie się miesiącami, ta jedna noc może być ostatnią i chcą życie brać garściami. Nie myślą o tym co będzie jutro, liczy się tu i teraz. Cieszę się, ich szczęściem i życzę im wszystkiego dobrego.
Wiara albo miłość?
Jadwiga- 60 lat, wdowa,rencistka
Ryszard- 57 rozwodnik,emeryt
Jadwiga to moja teściowa, która przed poznaniem swojej drugiej połówki była sama już od 13 lat.
Była jedną z pierwszych klientek, przyjechała do biura, wypełniłyśmy razem ankietę zgłoszeniową, zrobiłam zdjęcie do katalogu fotoofert i tak została zapisana. Moja teściowa jest osobą bardzo spokojną, wierzącą i dla każdego ma dobre rady…. Więc stwierdziła, że chce partnera spokojnego, koniecznie wdowca bez nałogów do stałego związku.
Ryszard rozwodnik, sam od trzech lat do biura przyszedł z uśmiechem na twarzy, twierdząc, że interesuje go zwłaszcza wieczorek zapoznawczy i pani do przyjaźni, bez wspólnego zamieszkania. Wydawał się bardzo pozytywnie zakręconym człowiekiem, pierwszy raz się tak ubawiłam przy wypełnianiu ankiety, na każde zadawane pytanie, odpowiadał mnóstwem odpowiedzi opowiadając co chwilę jakiś kawał.
Na pierwszy rzut oka, zupełnie różni ludzie, jednak jeden i drugi na wieczorek przyszli w przekonaniu, że raczej będzie dobra zabawa i tyle. Bez złudnych nadziei. Przy wyborze partnerów przy stolikach kierowałam się oczekiwaniem klientów i możliwością w wyborze osób na ten pierwszy wieczorek zapoznawczy. I tak by zadowolić Jadwigę, posadziłam ją obok bardzo spokojnego Janka ( to oczywiście była katastrofa, bo ani ona ani ten pan nie byli wstanie poprowadzić rozmowy przy stole i oczywiście wiało nudą ) jednak jak to synowe lubią robić na przekór do kotyliona wybrałam Ryszarda. Pomyślałam sobie, że pasują pod względem wzrosty i sądziłam, że dla niej lepszy byłby Ryszard, pomimo, iż nie spełniał żadnej z oczekiwań, zapisanej w ankiecie. Na wieczorku nikt nie wiedział, że Zolytnica Jadwiga jest moją teściową, ona nie chciała i może to dobrze. Brała udział w konkursie przy dmuchaniu balona i jako jedyna nie potrafiła tego zadania wykonać, czym zwróciła na siebie uwagę Panów. Już na wieczorku Jadwiga spodobała się Ryszardowi, który prosił ją o numer telefonu, jednak ona była bardzo ostrożna i odmówiła. Ryszard zgłosił się do mnie po numer, jednak ja również odmówiłam ( bez zgody klientki nie rozdaje kontaktów żadnym klientom). Ryszard dostał kosza i umówił się z inną klientką. Jednak nie dawał za wygraną i teściowa zgodziła się na randkę. Spotkali się raz, jednak teściowa stwierdziła, że nic z tego nie będzie. Ryszard dzwonił, namawiał na kolejne spotkania, a ona wahała się coraz bardziej, któregoś razu mnie zapytała czy ma się z nim spotkać by mu przekazać osobiście, że nie ma żadnej możliwości na bycie razem… Ja odpowiedziałam, że taką sprawę można załatwić przez telefon… I wtedy pierwszy raz widziałam jak 59 letnia kobieta się rumieni. Już wiedziałam co jest na rzeczy, Oczywiście nie skończyło się na tym kolejnym spotkaniu, były następne. Jak się później okazało mają ze sobą o wiele więcej wspólnego i uzupełniają się nawzajem. Kochają ogród, razem gotują, uwielbiają spacery i nawet czasem pilnują mojego syna. Ryszard wydobył z teściowej radość życia, który udziela się wszystkim. Na ich związku zyskali wszyscy, moje dziecko ma przybranego dziadka , bo prawdziwi już nie żyją, ja mam piękną drewnianą huśtawkę, którą zrobił Ryszard z pomocą mojego męża i teściowej. Dzięki temu mogę w spokoju rozkoszować się w błogim lenistwie. Dla nas już jest częścią rodziny. Spotykają się dosyć często, czasem razem pomieszkują. A o mało nie byliby tak szczęśliwi, bo moja teściowa, musiała stoczyć ze sobą wewnętrzną walkę. W jej życiu Kościół odrywał bardzo ważną rolę i dla rozwodnika nie było w nim miejsca. Ciesze się, że posłuchała swojego serca i wybrała miłość. Dalej jest głęboko wierzącą osobą, jednak zrozumiała, że czasami jesteśmy zmuszeni trochę nagiąć zasady i zawalczyć o swoje szczęście.