Kiedy miałaś 15 lat z koleżankami odkrywałaś świat. Byłyście jak papużki nierozłączki, taka prawdziwa solidarność jajników. Kiedy jedną z was zostawił chłopak, wszystkie pocieszałyście się wzajemnie. Czułaś, że w grupie siła.
Kiedy miałaś 20 lat, wasze drogi w większości się rozeszły, coraz mniej spotkań, studia w innych miastach, nowi znajomi. Życzyłyście sobie dobrze, obserwowałyście w mediach społecznościowych, ale to już nie było to samo.
Kiedy miałaś 30 lata, większość twoich koleżanek wiodła już zupełnie inne życie. Mąż, dzieci, praca, dom. Spotkań już było coraz mniej, a jak już były, to najczęstszym tematem były rozmowy o karmieniu, przedszkolu, mężu… I jakoś tak coraz bardziej czułaś się nieswojo. Bo kiedy opowiadałaś o sukcesach w pracy, podróżach, miałaś wrażenie, że nie słuchają. Już nie byłaś jedną z nich. Byłaś singielką.
Kiedy miałaś 40 lat, koleżanki z dzieciństwa zapomniały o twoim istnieniu, a może i Ty nie miałaś ochoty na spotkania? Zmieniłaś otoczenie, żyłaś życiem, którego one Ci zazdrościły. Dobry samochód, mieszkanie, markowe ubrania, podróże. W pracy liczyłaś na zrozumienie, a jednak znalazłaś co innego. Wielokrotnie doświadczyłaś ze strony koleżanek z pracy kąśliwych uwag, że pewnie coś z Tobą nie tak, bo nie możesz sobie faceta znaleźć. Mówiły bezpośrednio do Ciebie i za plecami, ale często tak abyś słyszała. Ile razy słuchałaś, że jesteś dziwadłem, zarozumiała, że nie masz co szukać księcia na białym koniu, tylko brać co popadnie. Wszystkie te ohydne słowa brałaś do siebie, przeżywałaś piekło, a one czuły się szczęśliwe. Karmiły się twoim bólem.
Po każdym takim dniu, kiedy kobiety pastwiły się nad Tobą, reklamowały obrączką na palcu, dzieckiem, Ty rozpadałaś się na małe kawałki. Liczyłaś minuty do powrotu do domu, tam byłaś sobą, kruchą istotą. Ile razy płakałaś, patrzyłaś przez okno, szukałaś odpowiedzi. Pytałaś siebie czym sobie zasłużyłaś na taki los, przecież nie tak planowałaś życie. Marzyłaś o mężu, dzieciach, karierze… Nie poświęciłaś wszystkiego dla firmy, nie jesteś typem karierowiczki. One o tym nie wiedzą, ile razy już byłaś o włos od pierścionka zaręczynowego. Rafał miał się oświadczyć, ale zginął w wypadku samochodowym, Mirek zostawił Cię dla koleżanki z pracy, Olek okazał się pijakiem, a Darek nie chciał słyszeć o dzieciach. Czy to naprawdę twoja wina, że los potraktował Cię tak okrutnie? Czy te kobiety nie mogą zrozumieć, ile razy umawiałaś się na randki z nadzieją, że będzie ten właściwy i po każdej traciłaś nadzieję, aż odpuściłaś.
Pewnego dnia wstałaś z łóżka silna jak stal. Ogłosiłaś światu, że jesteś szczęśliwą singielką, 15 lutego świętowałaś, pogodziłaś się z samotnością, wybrałaś pracę, znalazłaś nowe pasje. Podobno jesteś szczęśliwa. Tylko czasami w taki dzień jak dzisiaj, kiedy wredne koleżanki w pracy opowiadają o swoich dzieciach, docinają, a w galerii widzisz szczęśliwe rodziny, po powrocie do domu łzy płyną po twoich policzkach.
I wiesz co? Jeśli tak jest, jak opisałam w tej historii, to w twoim przypadku „Szczęśliwa Singielka” to tylko mit. Uciekasz od prawdy, uciekasz od siebie, chcesz kochać i być kochaną. Pragniesz powiedzieć tym kobietom, że wychodzisz za mąż, spodziewasz się dziecka, masz faceta.
Masz dwa wyjścia: możesz udawać przed światem i żyć tak jak żyjesz, albo wziąć los w swoje ręce i skorzystać z mojej pomocy. Od 9 lat jestem swatką, widziałam wiele takich historii, a często dla singielek i singli jestem ostatnią deską ratunku. Jestem z Tobą, wierzę, że zasługujesz na miłość. Jeśli masz zwyczajne wymagania, będzie szybciej, jeśli szukasz księcia, to musisz uzbroić się w cierpliwość, znajdę go choćbym miała zajrzeć do każdej dziury, ale to potrwa.
Na koniec mam apel do wszystkich kobiet. Jeśli w waszym gronie jest singielka, odpuśćcie jej, okażcie wsparcie. Pokażcie solidarność jajników, nawet jeśli zazdrościcie jej stanowisko prezesa. Przecież nie znacie dnia ani godziny, kiedy i wasz los może się odwrócić.
Pozdrawiam
Swatka Anna